Artykuł, który masz zamiar przeczytać, nie powstałby 35 lat temu, bo w tamtym czasie umięśnienie i zdrowie znaczyły jedno i to samo. Dzisiaj tak nie jest. Słowo „kulturystyka” znaczy trochę więcej. I chociaż każdy zwolennik kulturystyki przyzna, że uprawia ten sport po to, by zyskać masę mięśniową i definicję w możliwie najkrótszym czasie. Problem nie ogranicza się do samego słowa „kulturystyka”, ale do jego rozumienia. Nie mam zamiaru wygłaszać kazań, bo używanie rozmaitych specyfików w tym sporcie to fakt. Jednak musimy wciąż pamiętać, że idea budowania mięśni, to nie tylko monstrualna masa mięśniowa i wygrywanie konkursów, ale również zdrowie. Używanie sterydów, wedle mej wiedzy, oscyluje od ich przyjmowania „dla polepszenia wyglądu” do „nadużywania w celu zostania najlepszym”. Zapomnijmy na chwilę o zdrowiu, a wszystko będzie w porządku… Tylko jak można o nim zapomnieć? Wyłącznie te osoby, które potrafią świadomie zrezygnować ze sterydów na rzecz budowania zdrowej sylwetki, mogą powiedzieć same przed sobą, że są zwycięzcami.
Kiedy napisałem słowo „zdrowie”, nie miałem na myśli wyłącznie zdrowia fizycznego. Używanie sterydów wiąże się jeszcze z czymś. Kiedy zaczynasz ich używać, przekonujesz się po pewnym czasie, że bardzo trudno jest ci przestać. Jedyną alternatywą dla sterydów jest trenowanie w sposób naturalny. Talent w kulturystyce opiera się na naszym naturalnym, genetycznym potencjale. Wyzwanie, aby w naturalny sposób zwiększyć ów potencjał jest naprawdę bardzo trudne. Większość kulturystów stwierdza, że nie może już zyskiwać tak szybkich przyrostów jak na początku swej kariery. Co wtedy? Racjonalnie myślący człowiek nie da się w takim momencie zdominować przez kulturystykę – to on ma odnosić z niej korzyści, bez narażania zdrowia. Co to za korzyści? To proste – bycie zdrowym, smukłym, muskularnym i łączenie tego wszystkiego z siłą charakteru, która do tego doprowadziła. Niestety wielu z nas nie jest wciąż zadowolonych, pomimo świetnych efektów na siłowni. Chciałoby więcej i więcej… Zamiast dobrego samopoczucia pobyt na siłowni – paradoksalnie – budzi frustracje i niezdrową rywalizację. Wtedy do akcji wchodzi koks…
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Przede wszystkim uświadomienie sobie. jak niebezpieczne jest wstrzykiwanie sobie lub połykanie czegoś, czego działania na nasz organizm (bo każdy jest przecież inny!) nie da się w 100 procentach przewidzieć. Przecież negatywne przykłady są na wyciągnięcie ręki. Mając je ciągle przed oczyma, nie będziecie mieć kłopotów z powrotem do naturalnego trenowania lub z jego kontynuowaniem.